Jeśli ktoś w pewnym momencie swojego życia przestał fotografować, to znaczy, że tak naprawdę nigdy nie zaczął. Fotografia bywa pasją, ale dla genialnych fotografów, którzy na stałe zapisali się na kartach kultury, była i jest sposobem na życie, umiejętnością patrzenia na świat z innej perspektywy i wydobywaniem na światło dzienne tego, co innym umyka. Fotograf postrzega rzeczywistość w inny sposób nawet, gdy z jakiegoś powodu nie ma przy sobie akurat aparatu fotograficznego. Liczy się światło, kompozycja i ten jeden moment , który sam opowie ludziom historię, kiedy się go zamrozi na zdjęciu.
Robert Capa, węgierski fotoreporter, mawiał, że jeśli zdjęcie nie jest wystarczająco dobre, to znaczy, że fotograf nie był wystarczająco blisko. Filozofię posiadania „zooma” w nogach, a nie obiektywów ze zmienną ogniskową wyznawało wielu wielkich fotografów. Jeden obiektyw ze stałą ogniskową i konieczność podejścia jak najbliżej fotografowanego obiektu sprawiały, że artysta czy reporter był w środku wydarzeń. Musiał być blisko historii, którą chciał opowiedzieć, i czuć ją całym sobą.
Fotografia, kiedy stanie się soczewką uwypuklającą rzeczywistość wokół artysty, nieodwracalnie zmieni jego optykę i hierarchię wartości. Okaże się wtedy, że bystre oko fotografa będzie już zawsze wyłapywało pozornie prozaiczne zjawiska, które on następnie przefiltruje przez swoją wyobraźnię i wrażliwość, by stworzyć zdjęcie wyróżniające się na tle setek tysięcy innych. A jeśli na swoje nieszczęście nie będzie miał wówczas przy sobie aparatu fotograficznego, przeklnie pod nosem i zapamięta moment, który mógł być fantastycznym zdjęciem. I nikt, poza nim, nigdy się o tym nie dowie.